RICHARD WRIGHT
BROKEN CHINA
EMI (UK); GUARDIAN RECORDS (US)
1996
Rok 1994 przyniósł fanom Pink Floyd album "The Division Bell", koncertówkę "PULSE" na CD I VHS - zapis udanej trasy po ponad pięcioletniej przerwie. Jako, że David i Nick postanowili odpocząć, to jednak Rick, pamiętając niedawne wydarzenia związane z depresją żony nie spoczął na laurach i zabrał się za nagrywanie materiału na drugi solowy album.
Często wracam do muzyki Ricka Wrighta, który powraca ze swoim największym dokonaniem w
dyskografii solowej. "Broken China" wydany w listopadzie 1996 roku to
jedyny w dorobku album koncepcyjny.
Bardzo często na początku
filmu jego autorzy umieszczają wiadomość skierowaną do widza, brzmiącą mniej
więcej tak - "Film ten oparty jest na faktach autentycznych". Wobec
powyższego kompozytor powinien zamieścić informację jeśli nie na początku
ścieżki dźwiękowej to gdzieś w zakamarkach opakowania lub booklecie. Jednakże
nic takiego tu nie występuje.
Godzinne dzieło wirtuoza
klawiszy opowiada historię swojej trzeciej żony Mildred Wright i jej walki z
depresją. Szesnaście utworów, zarówno instrumentalnych jak i z wokalizą. Cztery
części oddzielone ciszą. Począwszy od wspomnienia pierwszych chwil na świecie
poznajemy, jakie czynniki wpłynęły na powstawanie kryzysu, obserwujemy jego pogłębienie
i powolny powrót do normalności.
Album cechuje nastrojowość i
klimat, w jakim go utrzymano. Poza tekstami napisanymi we współpracy Ricka z
Anthonym Moore'm to sekcja instrumentalna ma decydującą rolę w kształcie
konceptu. Dając się ponieść kunsztowi wykonania sami możemy odgadnąć, jakie
odczucia towarzyszą bohaterce w trakcie trwania poszczególnych suit. Jedynka i
dwójka niosą ze sobą pozytywny charakter na krótko przed nagłym załamaniem.
Depresja ma swoje apogeum w części trzeciej, wymalowanej ciemnymi kolorami.
Zamieszczony tam utwór "Reaching for the Rail" został wykonany przy
współudziale irlandzkiej wokalistki Sinead O'Connor, która zaśpiewała w
kompozycji zamykającej album "Breaththrough". Kończy ona również
czwartą suitę mającą zobrazować stabilizację życiową.
Temat niespotykany aż tak
często w albumach koncepcyjnych został opracowany co do najmniejszego
szczegółu. Rick daje sobie radę jako wokalista, co więcej jego głos świetnie
dodaje klimatu i się z nim integruje. Wokal Sinead O'Connor nadaje szczyptę
tragizmu i uspokojenia, w zależności od utworu, w którym występuje.
O "Broken China" nie
mogę powiedzieć jako o płycie surowej i "pustej". Emocjonalność w
tekstach i muzyce porusza słuchacza. Cieszą go promienie słońca na początku,
podobnie jak bohaterka ma ochotę się załamać przy trzecim pakiecie nagrań oraz
nabiera pogody ducha po zakończeniu historii.
Na tym polega właśnie wspomniana przeze mnie nastrojowość stworzona przez Prawdziwego Artystę.
Dzięki Ci, Rick...