4 stycznia 2017

Muzyczni Jubilaci - 50 lat debiutu The Doors


Pierwszy wielki 50-latek w tym roku, rocznik '67 i jedynka w kolejności w naszym nowym cyklu "Muzyczni Jubilaci 1967-1987" - debiut amerykanów z The Doors. Muzyczna rewolta rozpoczęła się na długo przed głośnym Latem Miłości i premierą "Klubu Samotnych Serc Sierżanta Pieprza" i "Disraeli Gears" Cream (o których będziemy oczywiście mówić). W ciągu ostatniego tygodnia sierpnia 1966 w studiach Sunset Sound Recorders kwartet muzyków komponujący od roku nagrał materiał na swój debiutancki krążek. Właśnie od niego miała na dobre rozpocząć się przygoda zespołu działającego pod szyldem THE DOORS.


Oglądając wstęp do filmu "Czas Apokalipsy" F.F. Coppolli widz przez dobrą minutę widzi wietnamską dżunglę. Ma dużo czasu, by przyzwyczaić swoje oczy do jej zieleni i delikatnie poruszanych przez wiatr gałęzi. W tle posępnie dźwięczy gitara, wygrywając łatwy do zapamiętania układ. Raptownie, głos Jima Morrisona odśpiewuje "This is the end...", a busz w jednym momencie zostaje strawiony przez ogień amerykańskiego napalmu. 



Zaczęliśmy od końca, ale jakoś nie byłem w stanie zacząć od "Break on Through (To The Other Side)". "The End" poza pierwszym na liście numerem jest wizytówką albumu, kultową zresztą. No, i "Light My Fire" z popisem klawiszowym Raya Manzarka. I chociaż reakcje publiki na koncertach dawały wyraz rosnącemu kultowi samego frontmana, to należy pamiętać o wielkim wpływie kompozytorskim pozostałej trójki. Gdzie mogłaby występować taka swobodna parabola, jak na pierwszej płycie Doorsiaków? "Light My Fire" zdała egzamin podczas występów, gdy uczestnicy mieli skłonności do skoków na scenę. Podobnie z "I Looked At You". Inna bajka w przypadku "End Of The Night" - spowolnionego, enigmatycznego, nastrojowego kawałka. Każdy z utworów jest indywiduum.



Nie mogło się obyć bez rocznicowego wznowienia pełnego bajerów i niespodzianek. Zaplanowane na koniec marca wydawnictwo będzie zawierać płytę winylową z oryginalnym miksem mono albumu z 1967 roku plus trzy dyski CD - wersję stereo, mono oraz zapis koncertu z The Matrix zarejestrowany kilka tygodni po premierze płyty. Sztuka warta posiadania przez wzgląd na mix mono i koncert.

I własnie od takiego indywiduum dobrze jest zacząć nowy cykl artykułów.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz