26 sierpnia 2016

David Gilmour - 10-lat po "Live in Gdańsk"

Zródło: DVD "Live in Gdańsk"
Koncert Jean Michel Jarre'a w sierpniu 2005 roku przyciągnął ponad 100 tysięcy widzów zgromadzonych na terenie Stoczni Gdańskiej. Gdy tylko wystartowała transmisja w Telewizji Polskiej, koncert otworzyła "Shipyard Overture", od której do dziś można dostać dreszczy z olbrzymiego wrażenia. Jarre dla uczczenia ćwierćwiecza Porozumień Sierpniowych zagrał dla Polaków "the best ofy" na żywo, bo w zestawie znalazły się fragmenty "Oxygene"; "Equinoxe"; "Souvenir (of China)" czy "Randez-vous". Rezygnacja z honorarium oraz dedykacje utworów ważnym osobistościom to główne dowody świadczące o szczególnym szacunku Jeana do Polski.

Zródło: DVD "Live in Gdańsk"
Rok później, nieopodal słynnej bramy numer 2 ponownie stanęła scena zwieńczona sześcioma
telebimami. Gdańsk został obklejony plakatami informującymi o koncercie innego muzyka. Dla odmiany po ekskluzywnym występie francuskiego kompozytora przyszła pora na reprezentanta brytyjskiego prog-rocka. Miał to być jego ostatni koncert pod szyldem trasy "On An Island" - trzeciej płyty solowej nagranej po 22-letniej przerwie.

O godzinie 21:00 26 sierpnia 2006 na całym placu z wolna ozwały się odgłosy bijącego serca. Fani rocka wiedzą, jaka płyta zaczynała się w ten sam sposób 33 lata wcześniej. I na tym sercu nie koniec, gdyż tuż za nim w oryginalnej kolejności, zagrano równie znaną wiązankę "Beathe (In The Air)/Time/Beathe (Reprise)".

Zródło: DVD "Live in Gdańsk"
David Gilmour - trzeci lider Pink Floyd, pojawił się w towarzystwie swojego wieloletniego przyjaciela Ricka Wrighta oraz muzyków Guya Pratta (bas), Phila Manzanery (gitara), Steve'a DiStanisalo (perkusja), Dicka Parry'ego (saksofon) i Jona Carina (klawisze). W tworzeniu oprawy muzycznej na koncercie uczestniczyli także polscy artyści - pianista Leszek Możdżer oraz kompozytor Zbigniew Preisner przewodzący orkiestrze Filharmonii Bałtyckiej.

Gdyby porównać "On An Island" do innych solowych płyt Davida, nie znaleźlibyśmy na niej blues-rockowych aranżacji czy syntezatorowych ekspresji. To album intymny, a jego autorowi w dniu premiery stuknęła sześćdziesiątka. Więcej jest tutaj wolnych kompozycji, chociaż te energiczne również się zdarzają. Album zagrany na żywo w Gdańsku względem wersji studyjnej, ma w sobie więcej improwizacyjnego luzu. Już koncertowa "The I Close My Eyes" wypada barwniej od tej płytowej. Na "Live'ie" egzamin zdały też najmocniejsze albumowe momenty "This Heaven" oraz "Take a Breath". Reszcie gdzieś zawieruszyła się ta "rockowość".

Zródło: DVD "Live in Gdańsk"
Po OAL na żywo ekipa Davida w dobrym stylu przypomniała różowiaste perełki, od barrettowskiego "Astronomy Domine" przez mocarne "Echoes" po "High Hopes". Jako zakończenie ponad dwuipółgodzinnego show wybrano "Combortably Numb", co zresztą jest zrozumiałe. Ponadto wykonano "A Great Day For Freedom" z "The Division Bell". Jak twierdził sam David nie grałem tego chyba od trasy w 1994 roku. Nigdy tego nie ćwiczyliśmy (...). W Gdańsku po raz pierwszy mogliśmy to wykonać na żywo w miejscu, gdzie ta muzyka nabierała szczególnego znaczenia.

Zródło: DVD "Live in Gdańsk"
Dwa lata później wydano cały zapis performance'u. Chociaż w 2007 roku światło dzienne ujrzał zapis koncertów z Royal Albert Hall pt. "Remember That Night", to jednak pokuszono się o (nie)cały występ gdański. Z filmu wycięto floydowy prolog z "Ciemnej Stronie Księżyca". Podobny los spotkał "Shine On" (jego wstęp zagrano na kieliszkach od wina), "Fat Old Sun" i "Wot's... Uh The Deal" (poszedł  na napisy końcowe oraz wersję winylową). Szkoda, że wydawcy nie pomyśleli o reedycji Blu-Ray z pełnym zapisem. Nieźle wypadły fragmenty innych występów z trasy OAL z edycji 4 i 5-cio dyskowych. Zwolenników przestrzennego dźwięku ucieszy "Wyspa" w 5.1. Surround.

Będąc niedawno na terenie Stoczni odszukałem miejsce koncertów z myślą o dzisiejszej rocznicy. Widać, że od wielu lat nic się tu nie odbywa.

Miejsce koncertów "Przestrzeń Wolności" obecnie. Scena Davida Gilmoura stała tyłem
do budynku po lewej stronie. Stocznia Gdańska, 21 sierpnia 2016 (fot. Michał Abramek)

10 sierpnia 2016

Reedycje płyt The Beatles po 1970 roku

PRELEKCJA NA I MIĘDZYNARODOWYM ZLOCIE FANÓW

THE BEATLES W LUBLINIE (30-31.07.2016)


Jakieś pięć lat temu przeglądając najpopularniejszy serwis wideo Internetu natrafiłem na pewien interesujący kanał. Prowadził go meksykanin, bardzo chętnie przemawiający do obiektywu swojej kamery. Filmy, jakie kręcił, ukazywały zarówno jego jak i członków rodziny wykonujących covery przebojów Liverpoolskiego Kwartetu przy użyciu tych samych modeli gitar, jakie niegdyś mieli w posiadaniu The Beatles. Ale obok nich właściciel konta zamieszczał tam także inne filmy, pokazujące zawartości ekskluzywnych wydań fonograficznych. Dzisiejszy Internet jest pełen trendów, nierozumianych przez pewną grupę osób. Jednym z takich zjawisk są tzw. "unboxingi". Dosłownie tłumacząc, filmik ma na celu "odpakowanie czegoś". Dotyczy  to głównie rzeczy dopiero co wydanych. Gdy ktoś otrzymywał najnowszy model smartphone'a, zaraz po dostarczeniu przesyłki właściciel uruchamiał kamerę, by zarejestrować film, w którym pochwaliłby się światu swoim zakupem. Filmy takie mają również na celu pokazanie osobom zainteresowanym zakupem tego przedmiotu szczegóły jego zawartości. Bardzo często autor filmu dołącza do obrazu swoje własne refleksje.
Ów meksykanin zbierał wszystko, co miało bliższy lub dalszy związek z Beatlesami. Dla przykładu pierwszy wypuszczony filmik z września 2009 roku to otwarcie wielkiej paczki odebranej z rąk kuriera, skrywającej kilka egzemplarzy najnowszych zestawów dyskografii Beatlesów w wersjach mono i stereo.
W swoim referacie przypomnę te najistotniejsze reedycje, które znalazły się na rynku muzycznym po rozpadzie grupy.


1) THE BEATLES COLLECTION (1978)

Pierwszym poważnym zestawem dyskograficznym jest zbiór zatytułowany "The Beatles Collection", wydany 2 listopada 1978 nakładem wytwórni Parlophone. Gromadził w sobie wszystkie dwanaście albumów studyjnych oraz dodatkową płytę "Rarities", będącą swoista "prawersją" wydanej dziesięć lat później kompilacji "Past Masters". Jak wszyscy wiemy, składały się na nią single nie-albumowe. Największe znaczenie w tym zbiorze, zwłaszcza dla Brytyjczyków, miał album "Magical Mystery Tour". W roku oryginalnej premiery - 1967 - jego pełnowartościowa wersja zjawiła się wyłącznie w Ameryce. Na Wyspach Brytyjskich wydawcy podjęli decyzję o publikacji wyłącznie EP-ki, gdzie zamieszczono utwory ze ścieżki dźwiękowej do krótkiego filmu o tej samej nazwie. Na pełnowartościowy longplay czekano dziewięć lat. Box "Collection" jest pierwszym zestawem z pełną dyskografią The Beatles.

2) The Beatles: The Collection (1982)

                                        
W tym punkcie chciałbym zwrócić uwagę na najlepsze winylowe wydanie, jakie kiedykolwiek zostało wyprodukowane. Rok 1982 przyniósł elegancki box ze wszystkimi albumami The Beatles. Producentem wydania była amerykańska wytwórnia płytowa Moblie Fidelity Sound Lab. Założona w 1977 roku przez Brada Millera firma zajmowała się tłoczeniem audiofilskich płyt winylowych. Z biegiem ewolucji technologicznej Mo-Fi wydawało także złote 24 karatowe płyty CD oraz hybrydowe, zawsze w ściśle limitowanym nakładzie 5000 kopii - bez planowania wznowień po wyczerpaniu.
Mówiąc o przygotowaniu materiału, głównym atutem każdego wydawnictwa spod szyldu Mobile Fidelity jest fakt, iż podstawą w całym procesie są oryginalne taśmy matki. Inżynierowie odpowiedzialni za mastering mieli za zadanie przenieść na 200-gramowy winyl pełnowartościowe brzmienie zawarte na głównej taśmie.
Box beatlesowski różni się od innym tym, że koperty skrywające japońskie winyle nie zawierały reprodukcji okładek a fotografie taśm każdego albumu, a także skany arkuszy z informacjami o utworach zapisanych na nośnikach magnetycznych, czasie ich trwania oraz szczegółów technicznych. Reprodukcje okładek znalazły się w dołączonym albumie książkowym wraz certyfikatem autentyczności wystawionym przez ekipę Mo-Fi.

3) The Beatles Box Set (1988)

Wchodzimy teraz w sferę czysto scyfryzowaną, która towarzyszyć nam będzie do końca.
Gdy w latach osiemdziesiątych zjawiły się płyty kompaktowe, było od razu pewne, że po czasie wyprą zasłużone winyle, co tak się stało. EMI wypuściło pełną dyskografię w całości na kompakcie. Materiał został opatrzony sygnaturą informującą, że cały materiał został zremastrowany cyfrowo. O ile cały proces był faktem, to jakość nagrań nie była jednak zadowalająca. Mówi się, że powodem niedopatrzeń był pośpiech, jednak tylko pracownicy EMI opracowujący ścieżki wiedzą lepiej, co działo się podczas procesu restauracji materiału.
Swój spory udział w szykowaniu reedycji miał nikt inny jak tylko George Martin. Między innymi dlatego, że podjął się stworzenia zupełnie nowego miksu stereo albumów "Help" i "Rubber Soul". Chodziło w gruncie rzeczy na naprawienie pewnego błędu technicznego (ja go tak nazywam), zwanego fachowo "hard mix". Polegało to na "chamskim wrzucaniu wokali w lewy kanał, gdy instrumentarium znajdowało się w prawym" - cytat jednego z forumowiczów polskiego forum The Beatles sprzed kilku lat. Przyznam szczerze, że na słuchawkach nie jest to przyjemne.
Przed ukazaniem się boxu snuto nadzieje o rychłym wypuszczeniu pierwszych czterech albumów The Beatles w wersji stereo. Niestety, materiał zamieszczony na tej reedycji dyskograficznej zawierał cztery pierwsze płyty z dźwiękiem mono. W sumie, może to i lepiej. Początki stereofonii w latach sześćdziesiąty nie należały do mocnych startów.
Ale wady techniczne de facto przesłaniał nowy nośnik zapisu danych. Wówczas każdy, kto był zwolennikiem małej, plastikowej płytki opiewał jej walory, rozmiar, prostotę odtwarzania i trwalszy materiał, z jakiej została wykonana. Płyta CD i sposób korzystania z niej nie przypominał już ceremonii. Nie trzeba było wyciągać jej z wielkiej koperty, nie trzeba było jej trzymać obiema rękami, aby położyć na talerzu gramofonu. Nie trzeba było martwić się o igłę ani też o jej wyważenie. Wszystko zastąpił laser. Szczęśliwie w dzisiejszych czasach winyle wracają do łask i możemy cieszyć się ciepłym, dynamicznym dźwiękiem wydobywającym się z płyty winylowej.

4) The Beatles Mono & Stereo Box Set

Jest 9 września 2009 roku, Londyn. Jestem wraz z wycieczką szkolną na tygodniowym pobycie w stolicy Wielkiej Brytanii. Jest typowa angielska pogoda szczęśliwie bez deszczu. W ramach wolnego czasu miedzy jednym a drugim punktem dnia, będąc na Picadilly Circus szukałem jakiegoś pobliskiego sklepu z płytami, aby zobaczyć, jak stoi brytyjski przemysł muzyczny. Na tym imponującym placu z telebimami i szyldami m.in. TDK zaprowadzono mnie do sklepu HMV. Pierwsze, co widzę po wejściu tamże to stoiska z winylami. Akurat była to wystawa specjalna, poświęcona zespołowi związanym zarówno z Liverpoolem, Londynem jak i całą Wielką Brytanią. Nie było Sgt. Peppera, nie było Abbey Road, było wspominane tutaj wielokrotnie "Magical Mystery Tour" i wiele innych. Ale wtedy największą uwagę przykuwały pewne dwa boxy objęte specjalną, antyzłodziejską ochroną. Jeden - biały sześcian i drugi - czarny prostopadłościan. Wokoło nich spoczywało kilkadziesiąt zapakowanych w folię digipacków. Tego dnia Wielka Brytania grzmiała w posadach. Bowiem właśnie wtedy światło dzienne ujrzały dwa ekskluzywne boxy z dyskografią The Beatles, zapowiadane już jakiś czas temu. Czytając notkę towarzyszącą wydaniu w mediach internetowych, mogliśmy przeczytać, że "proces remasteringu trwał cztery lata, a osobami odpowiadającymi za wszystkie czynności restauratorskie byli najstarsi inżynierowie Abbey Road Studios".
Wersje stereo złożono w wysokojakościowych wspomnianych digipackach, te natomiast znalazły się w dwóch przegrodach czarnego boxu. Poza nimi dołączono płytę DVD z krótkimi materiałami dokumentalnymi "Mini Documentaries" opisującymi proces powstawania każdej płyty poza "Past Masters". Każdy z nich znalazł się na wersjach płyt wydanych oddzielnie w formacie QuickTime.
W wypadku boxu monofonicznego, poszczególne albumy nie zostały wydane oddzielnie. Tamtejsza dyskografia obejmowała jedynie wszystkie płyty wydane kiedykolwiek jednokanało, czyli aż do Białego Albumu z dołączeniem "Mono Masters" - inaczej "Past Masters" w wersji mono. W odróżnieniu od digipacków stereo, płyty oprawiono w wierne miniaturowe repliki kopert winylowych, przywołujące w pamięci fanów te dawne wydania.
Kiedy jeszcze w Programie Trzecim Polskiego Radia w ramówce obecna była audycja "W studiu i na scenie", jej prowadzący - znany wszystkim Piotr Metz będący także moim radiowym autorytetem na krótko przed premierą boxów poświęcił jedno wydanie w całości nowym remasterom jak i Abbey Road. Zbliżała się 40-sta rocznica wydania ostatnie wspólnie nagranego albumu. Z tej okazji Piotr Metz zapowiedział słuchaczom, że "przygotujemy się dzisiaj do premiery nowych wydań". I podczas tej audycji została objawiona rzecz następująca - wersje monofoniczne płyt The Beatles ukazują dokładnie to, co tak naprawdę nagrali w studiu. I jest to poniekąd prawdą, bowiem jednokanałowe Sgt. Pepper i Magical Mystery Tour mają w sobie więcej efektów i rzeczy, jakie zaginęły w mixach stereo, a które upiększają i dodają blasku temu, jak sam to nazywam - dyptykowi psychodelicznemu. Ponadto inną ciekawostką są albumy "Help!" i Rubber Soul - zostały bowiem one rozszerzone o stereofoniczne miksy, a mowa tu o oryginalnych miksach z 1965 roku.
Przechodząc na chwilę do boxu stereo - mamy wreszcie debiut pierwszych czterech albumów w wersji dwukanałowej na CD. Co prawda obecny jest tu wspomniany hard mix, aczkolwiek było to pierwszy wydanie kompaktowe (nie licząc wydanych wcześniej bootlegów). O dziwo, Stereo Box mimo gabarytu jest tańszy o mono. Prawdopodobnie spowodowane jest to tym, że box jednokanałowy jest bardziej kolekcjonerski. Obydwa zestawy zostały wydane ponownie w 2012 pod postaciami płyt winylowych.

2 sierpnia 2016

Sierżant Pepper wybrzmiewa w Lublinie

Fonoteka gromadzi beatlesowskie albumy zaczynając od "Revolveru" (któremu w piątek strzeli
półwiecze) do "Let it Be". Dochodzą jeszcze trzy części "Anthologii" i rzadkie, japońskie wydanie kompaktowe składanki "Hej Jude". Jeśli chodzi o drugi, niezwykle ambitny okres twórczy The Beatles, to brakuje jedynie "Yellow Submarine". Jakoś nigdy nie potrafiłem uznać go za część ich dyskografii. Jedynymi prawdziwie premierowymi kompozycjami to jedynie "Only A Nothern Song" i "It's All Too Much". No, i przecież są tam orkiestrowe utwory śp. Sir George'a Martina. Ów producenta EMI określało się mianem "Piątego Beatlesa". Istotnie, z jego pozycji aranżera zespołu zasłużył na ten Tytuł. Ale dla The Beatles to także Dobra Dusza i Opiekun. Kto bowiem inny mógł być tak świetnym doradcą, niż on?

Album ze stycznia 1969 roku kończy martinowskie "Yellow Submarine in Pepperland" z melodią całkowicie przeniesioną z bajecznego numeru zaśpiewanego przez Ringo Starra na "Revolverze".

No, fajnie, ale o co tu konkretnie chodzi?

O to, że ta orkiestrowa wersja jest również hymnem przewodnim Lubelskiego Fanklubu The Beatles.

Obecny kształt jest kontynuacją danej organizacji fanklubowej. Pierwszy istniał w latach 1982-1990 i był prowadzony przez Krzysztofa Jana Wernera. Ćwierć wieku później za sterami Żółtej Łodzi Podwodnej płynącej w głębinach Bystrzycy stanął jego syn - Krzysztof Stanisław, obecnie sukcesywnie przywracający fanklubowi swój blask.

Prezes Fanklubu The Beatles w Lublinie
Krzysztof St. Werner
Ulica Hugona Kołłątaja w samym centrum Lublina, koniec lipca. Na dziedzińcu jednej z kamienic
znajdują się schody prowadzące do pewnego podziemnego lokalu. Po przekroczeniu progu wita nas pierwsze pomieszczenie z barem, oldskulowną gitarą basową w stylu hollow-body i licznymi fotografiami pionierów rocka (ZZ Top, Genesis, Black Sabbath). Underground i kameralność są jak najbardziej obecne. Cafe Ramzes przypomina piwnice bohemy artystycznej i muzycznej. Dla Fanklubu to lubelska wersja liverpoolskiego Cavern Clubu, w której jest możliwość zorganizowania koncertu na tamtejszej scenie imienia Jimmiego Hendrixa.

W ostatni weekend lipca Cafe Ramzes było miejscem wyjątkowego wydarzenia, a mianowicie Pierwszego międzynarodowego zlotu miłośników The Beatles w Lublinie. Zarówno z całej Polski jak i za granicy przybyli goście, którym muzyka Beatlesów jest bliska ich sercom. Zlot jest też pierwszym wielkim przedsięwzięciem zorganizowanym przez Fanklub. Jeszcze przed nim członkowie odbyli dwa spotkania promocyjne, mające na celu rozreklamowanie organizacji.

W ramach zlotu dla wszystkich uczestniczących przygotowano wyjątkowe atrakcje.

Krzysztof Nowak
W pierwszym dniu otworzono wystawę plastyczną związaną z The Beatles autorstwa Marty Musiał, Joanny "Minsar" Kozłowskiej i Krzysztofa St. Wernera.  Uhonorowano także członków zasłużonych dla Fanklubu. Ekskluzywnymi Brązowymi Medalami Zasług nagrodzono Karinę Czech-Serylo, Martę Musiał oraz Alicję Klenczon - żonę gitarzysty Czerwonych Gitar Krzysztofa Klenczona. W poczet Członków Honorowych  wszedł Yurij Roketskij - lider cover bandu The BeatleVs z Ukrainy. Po prezentacji poezji autorstwa Grażyny Bartosz przyszedł czas na panel dyskusyjny pt. "Beatlesi a Czerwone Gitary - podobieństwa, różnice..." ze specjalnym udziałem Alicji Klenczon, Wiceprezesa
Zespół The BeatleVs
Fanklubu Marka Szpejankowskiego, dziennikarza Radia Lublin Pawła Błędowskiego oraz Yurija Roketskijego. W części muzycznej mogliśmy usłyszeć wersje piosenek The Beatles w akustycznej interpretacji lubelskiego muzyka Krzysztofa Nowaka, który poprzedził występ zespołu The BeatleVs.

Drugi dzień był dniem filmowo-koncertowym. Wyświetlono koncerty Paula McCartneya, Ringo Starra i Yoko Ono, komediowy film członka Monty Pythona Erica Idle pt. "All You Need Is Cash" oraz niespodziankę "Magiczny pawlacz" pamiętającą jeszcze czasy starego Fanklubu. Zlot zakończył koncert pożegnalny członków. Całość wydarzenia można było zobaczyć na żywo poprzez transmisję Skype.

Następny zlot zapowiedziano na lato przyszłego roku. Członkom lubelskiego Fanklubu pozostało czekać na jesień, kiedy odbędzie się spotkanie formacyjne organizacji.