7 marca 2017

Muzyczni Jubilaci - David Bowie - Low (1977)

Niespełna trzy kwadranse na rozprostowanie nóg miał przybysz z dalekiego kraju, który wysiadłszy na Dworcu Gdańskim w stołecznym mieście nad wielką rzeką, odbywał horrendalnie długą trasę koleją transsyberyjską. Ciekawy wrażeń dostarczanych przez miasto krainy fiatów i polonezów, wysoki dystyngowany osobnik skierował swe kroki w kierunku Placu Komuny Paryskiej.

Był maj, a jednak pogoda przypominała tę jesienną. Miało to bezpośredni wpływ na odczucia cudzoziemca obserwującego czujnym wzrokiem otaczający go obcy świat. Był on zupełnie inny od tego, jaki znał na co dzień. Wschód wyraźnie kontrastował z Zachodem, a życie płynęło o wiele monotonniej. 

Na Placu cudzoziemiec znalazł księgarnię, która obdarowała go kilkoma egzemplarzami płyt winylowych. W zdobyczach znajdowała się płyta Zespołu Pieśni i Tańca "Śląsk" - odgrywająca później szczególną rolę. Tak obładowany podróżnik wrócił na Dworzec i odjechał.

W styczniu obchodziliśmy urodziny człowieka oraz albumu. Człowiekiem był David Bowie, który przed chwilą wyszedł z warszawskiej księgarni z longplayami w dłoniach. Albumem natomiast jest płyta "Low", mająca wiele wspólnego z wizytą kompozytora w Warszawie.

Chociaż praca nad materiałem przebiegała pomyślnie, nie obyło się bez kłopotów ze strony wytwórni RCA. Jak dotąd nie było przypadku, w jakim artysta piszący muzykę kładłby większy nacisk na komponowanie instrumentalnych dzieł zostawiając teksty i wokalizę w dalszym planie. W tamtej chwili układ zaplanowany przez Bowiego był dla włodarzy z RCA absurdalnym pomysłem. I chociaż wielokrotnie nalegano na przeróbkę kompozycji, muzyk uparcie stanął przy swoim, a "Low" opublikowano 14 stycznia 1977 roku.

Wyprodukowany we współpracy z byłym członkiem Roxy Music Brianem Eno album jest spełnieniem marzeń Bowiego. Zachwycony ówczesnymi sukcesami niemieckich muzyków Anglik, korzystając z azylu, jaki oferował mu Berlin Zachodni nagrał płytę inspirowaną swoimi nowymi doznaniami. David we wstępnie prezentuje serię wyskokowych utworów ("Speed of Life"; "What In The World"), w których proces tworzenia wykorzystano syntezatory ("Be My Wife"). W tekstach muzyk nierzadko opowiada o osobistych przeżyciach. Podczas, gdy w "Breaking Glass" w oszczędny i enigmatyczny sposób wspomina rozstanie z żoną, to natomiast piosenką "Always Crashing In The Same Car" dzieli się przeżyciami z wypadku samochodowego, w którym uczestniczył.

OK, to była część pierwsza. Jeśli nawet mogliśmy usłyszeć w niej Davida, to w śladowych ilościach.

Ostatnie cztery kompozycje są tutaj nieodzownym centrum płyty. Cykl otwiera posępna "Warszawa", oczywiście najbardziej bliska Polakom. Zapewne, gdyby nie krótka wizyta w okolicach Dworca Gdańskiego, David nie zobaczyłby smutnego, stołecznego otoczenia i nie skomponowałby dzieła. Poza tym, nikt inny nie potrafił zamienić obrazu na dźwięki w taki sposób, jak spółka Bowie/Eno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz