3 sierpnia 2017

Def Leppard - Hysteria (1987)

Wypadek perkusisty Ricka Allena skutkujący utratą lewej ręki mocno skomplikował pracę nad następcą udanej "Pyromanii". Def Leppard usiedli do projektu jeszcze w lutym 1984 roku na dziesięć miesięcy przed zdarzeniem. Mimo beznadziejnej sytuacji grupa mocno wsparła kolegę, wyposażając go w obrobiony zestaw perkusyjny dostosowany do jego możliwości. Tym razem główną rolę miały pełnić sprawne nogi, a prawa ręka jedynie dopełniać rytm. W tych oto ekstremalnych warunkach na przestrzeni trzech następnych lat, w studiach nagraniowych Paryża i Dublina nagrano "Hysterię"

Złoty, 24-karatowy nośnik CD od Mo-Fi z 1993 roku zagościł w odtwarzaczu jako pierwszy przed sześcioma laty. Luzacka, ponad godzinna przejażdżka po hard rocku drugiej połowy lat osiemdziesiątych w samochodzie Leppardów. Mówi się - lepiej późno, niż później i najwidoczniej w tamtym właśnie momencie pisane mi było się z nią zetknąć. Z pamiętnego odsłuchu zapamiętałem "Love Bites" jako pierwszy przyciągający magnes do bieguna, zwanego "Hysteria". Z resztą numerów nawiązywałem przyjaźń jeszcze przez krótki czas. Dzięki temu wracam do nich bardzo często, nie tylko przy sierpniowych upałach jak za pierwszym razem czy przy rocznicy premiery. 

A, że dziś mamy własnie 3 sierpnia... nie mogło się obejść bez spisanych przemyśleń.

Generałowie z Def Leppard wysłali na pierwszą linię żołnierza o pseudonimie "Animal" jeszcze w lipcu 1987 roku, by przygotował grunt pod pole bitewne na rynku. Misja wywiadowcza pt. "Czy się załapiemy?" wyszła pozytywnie. Następne akcje wypadały identycznie, nawet po premierze całego LP-ja. Przy publikacji singla "Rocket" w 1989-tym dobra passa wciąż nie opuszczała Brytyjczyków.

Nie ma się co bowiem dziwić. Ktokolwiek nie należy do konserwatywnych fanów Def Leppard i tak będzie musiał powiedzieć, że to glam-metalowy odpowiednik "Wyspy Skarbów" Roberta L. Stevensona. Płytę łatwo można zapamiętać, a wszystko za sprawą melodii panującej w dwunastu przemyślanych kawałkach. Każdy z nich idealnie wpasowałby się do grania na stadionach (nie bez powodu album zalicza się w nurt AOL). We wszystkich kompozycjach wyeksponowano niepowtarzalną energię - wynik wytężonej pracy członków grupy Joe Elliota z udziałem jednorękiego perkarza. W ten sposób powstało amerykańskie dzieło Brytyjczyków. I to w Ameryce odniosło największy sukces, pokrywając się tam 12-krotną platyną. Można wyszczególnić najmocniejsze momenty - od intra "Woman", po "Rocket"; "Animal"; "Love Bites" itd, itd... można nawet wymienić całą dwunastkę, a i tak cokolwiek by się nie powiedziało i tak jedna cecha będzie dotyczyła pełnego zestawu. Zapewnione miejsce na półce płyta mieć powinna, jednak sporo wrażeń można zyskać przy słuchaniu jej latem podczas podróży naszym czterokołowcem przy otwartych oknach.

Po trzydziestu latach można zauważyć, że "Hysteria" jest typową płytą drugiej połowy lat 80-tych. Jednak w tym okresie rodziły się takie czy podobne twory. więc było ich jak na pęczki. Dla przykładu echa "Hysterii" słychać w dziele szwajcarskiego Krokusa pt. "Heart Attack" wydanego rok po bestsellerze Brytyjczyków. A tak się w pierwszym momencie zastanawiałem przy odsłuchu "Winning Man" - czy ja już gdzieś tego nie słyszałem? No ba... przecież podobny aranż słychać w "Woman"!

Def Leppard i "Hysteria" - następny udany rozdział roku 1987!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz