3 października 2017

Tom Petty - Full Moon Fever (1989)

Nie ma absolutnie żadnego sposobu na opisanie żalu i goryczy obecnych od poniedziałkowego wieczora 2 października w świecie muzyki rockowej. Zabrakło 3/5 legendarnego składu The Travelling Wilburys - supergrupy założonej w 1988 roku z inicjatywy George'a Harrisona. Sam George odszedł 29 listopada 2001 roku. Trzynaście lat wcześniej uprzedził go Roy Orbison. Tymczasem w latach 2016-17 pożegnano już wielu... Dziś już wiemy na pewno - Tom Petty odszedł... Jeszcze tej tragicznej nocy podawano wieści ze sprostowaniem ze strony amerykańskiej policji, która przepraszała za podanie "nieprawdziwej" informacji. Ale wykrakali...

Thomas Earl Petty przyszedł na świat 20 października 1950 roku w Gainsville w stanie Floryda. Od dzieciństwa interesował się amerykańskim southern-rockiem, któremu pozostał wierny właściwie aż do samego końca. Z muzycznymi wojażami wystartował wraz ze swoim pierwszym zespołem Mudcrutch (1970-1975). Formacja w pierwszym okresie nie nagrała żadnych utworów (zrobiono to dopiero w... 2008 roku). Drugi zespół Toma - The Heartbreakers - budował fundamenty na tym, co zostało z Mudcrutch i zdobył sławę dzięki nagranym płytom (album "Damn and Torpedoes" - potrójna platyna w USA). Longplaye były wydawane regularnie aż do 1987 roku, gdy po premierze "Let Me Up (I've Had Enough)" herszt bandy zdecydował się nagrać pierwszą w pełni solową płytę sygnowaną jako TOM PETTY.

"Full Moon Fever" rodził się pod opieką trzech person. W sferze produkcyjnej do Toma dołączyl
i odpowiednio Jeff Lynne - lider Electric Light Orchestra oraz producent wcześniejszych albumów "Podrywaczy" - Mike Campbell. Co ciekawe, mimo solowego charakteru płyty wystąpili na niej koledzy Toma z The Heartbreakers. Trupę dopełnili współpracownicy Wilburysi - George Harrison i Roy Orbison, co z uwzględnieniem obecności Jeffa Lynne'a dało pretekst do nieoficjalnego zatytułowania płyty Petty'ego jako "Travelling Wilburys vol. 2", chociaż zabrakło tam Boba Dylana. Ale również i ta absencja została w artystyczny sposób nadrobiona.

"Księżyc" jest misz-maszem wielu gatunków ubóstwianych przez Toma. Znaleźć na nim można sporo rock'n'rolla, rodzimego rocka amerykańskiego, a także wiele ukłonów w stronę idoli kompozytora. Liberalnemu "Free Falling" przypadło otwierać płytę i jest jednym z jej mocniejszych atutów. Od pierwszego spotkania żywię szczególną sympatię za klarowny dźwięk gitary i wesołe wykrzyczenie refrenu. W udanym "I Won't Back Down" (na gitarze akustycznej George Harrison) z zawartym przesłaniem widzę hit No.2. No, i trójka - samochodowy "Runnin' Down A Dream". To byłyby te najbardziej oszlifowane ostrza. Ze wspomnianych ukłonów - "A Face In The Crowd" powiewa Royem Orbisonem. Petty wielokrotnie inspirował się twórczością autora "You Got It", co zresztą słychać bardzo wyraźnie. Identycznie z "Yer So Bad" - czysty Bob Dylan. Dodatkowo Tom udekorował solową płytę wiernym coverem innych swoich ulubieńców z młodości - "I'll Feel A Whole Lot Better" Byrdsów (ach, te 12 strun we wstępie). Natomiast od ducha Wilburysów aż tętni "A Mind With A Heart Of It's Own". Jakby tak popatrzył, to nie zdziwiłbym się, gdyby w skrytości do studia przybyła "Wielka Piątka" i nagrała ten kawałek. A może to jakiś "odrzut" z "Vol. 1"...? Talerz od Toma wypełniono także innymi mniejszymi kąskami np. pioseneczką do podusi "Alright For Now", wesolutką "The Apartment Song" oraz irrancjonalną "Zombie Zoo" (Roy Orbison w chórkach).



Opublikowana 24 kwietnia 1989 roku "Full Moon Fever" otrzymała sześć platynówek z Kanadzie, pięć w Stanach i po jednej złocie w UK i Szwecji, co czyni z niej największy sukces komercyjny w dorobku Toma Petty'ego. 

Dokładnie półtora tygodnia temu dobiegła końca huczna trasa koncertowa celebrująca 40-lecie The Heartbreakers. Jeszcze w listopadzie w Nowym Jorku miało dojść do dwóch występów. Ale niestety ktoś został wezwany do największej orkiestry świata...

TOM PETTY
20.10.1950 - 2.10.2017

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz